Swój człowiek
Czasem czytając opowiadania konkretnego autora podświadomie wiem, że jest to ktoś, z kim mówimy tym samym językiem. Że dogadamy się nie tylko na gruncie literackim, ale i prywatnym. Tak było z Bohdanem.
Poznaliśmy się już prawie dziesięć lat temu na portalu fantastyka.pl. Bardzo cieszę się, że przyjął moje zaproszenie na Herbatkę. Żadne z nas nie podejrzewało wtedy, że będzie to miało dla portalu jakieś konsekwencje poza pozyskaniem świetnego autora. A jednak. Bohdan przypadkowo przyczynił się do zapoczątkowania jednej z najlepszych herbatkowych tradycji, ale o tym później.
Autor uniwersalny
Bohdan Waszkiewicz żadnego gatunku literackiego się nie boi, to mogę stwierdzić z całą pewnością. Wśród jego opowiadań znajdziecie i klasyczne fantasy, i dużo odmiany „urban”, ale i science fiction, a nawet teksty obyczajowe oraz z pogranicza kryminału i sensacji. Co więcej, świetnie radzi sobie zarówno z tekstami pisanymi na wesoło, jak i tymi śmiertelnie poważnymi.
Wiekszość dorobku autora stanowią miniatury i tu zachęcam Was do samodzielnego buszowania w jego profilu. Ja jednak postanowiłam zaprezentować Wam cztery moje ulubione, pełnokrwiste i pełnometrażowe opowiadania, stanowiące niejako przekrój przez jego pisarskie umiejętności. Dwa na wesoło, dwa na poważnie.
Na wesoło
Zaczniemy od tekstu, przy którym wcale nie trzeba być fanem fantastyki. „Zielona Noc Świętojańska” – czy tytuł już coś Wam mówi? Można by powiedzieć, że to urban fantasy osadzone w realiach współczesnej Gdyni, ale czy to na pewno tylko fantasy, to wie jedynie sam autor.
Opowiadanie to męska, bezkompromisowa i zaskakująca komedia, poprzetykana motywami z baśni i bajek z dzieciństwa. Ale uwierzcie mi na słowo, nie ma w tym ani grama infantylności. Kiepski dzień? Kiepska noc? Ten tekst na pewno poprawi Wam humor.
„Fryzjer” to już klasyczne fantasy, ze wszystkimi zaletami tego gatunku. Jest królestwo, jest król z problemem, są potwory, jest i nasz tytułowy bohater. A jednak jeśli wydaje Wam się, że już wiecie co to jest i jak się skończy, to jesteście w błędzie.
To zupełnie inny rodzaj humoru niż w „Zielonej Nocy Świętojańskiej”. Bo i tekst ma zupełnie inny charakter. Jest tu zagadka, jest przygoda, walka na śmierć i życie…. A ja walczę ze sobą, żeby nie napisać za dużo. Dodam jeszcze tylko, że to nie jest grzeczny tekst, ale co mam przez to na myśli, musicie już sprawdzić sami.
Na poważnie
Miałam dylemat, czy zachować kolejność chronologiczną, czy zostawić najlepsze na koniec, zdecydowałam się jednak na to pierwsze. Właściwie nie chodzi mi o to, że „Szkot” jest szczytowym osiągnięciem autora, lecz o to, że ten tekst narobił zamieszania, o którym wspominałam na wstępie.
„Szkot” to właściwie niemalże pozbawiona elementow fantastyki biografia… Maksyma Krzywonosa. A może właściwie wariacja literacka na temat młodości tegoż. Tekst jest naprawdę świetny. Niezależnie od gustów literackich, ulubionych gatunków, jest to po prostu kawał literatury najwyższej próby.
A o co chodzi w tym całym zamieszaniu? W 2014 roku Jan Maszczyszyn w komentarzu pod tekstem napisał:
Prawdziwa perełka. Tekst nie tylko fajny, spójny i literacko dopracowany, ale również bardzo inspiracyjny. Helena powinna przyznać ci złotą, serwisową łyżeczkę i uhonorować publikacją w Herbasencji – żartuję, na pewno tak się stanie.
I tak narodziła się jedna z naszych najfajniejszych tradycji – przyznawanie „Srebrnych Łyżeczek” dla najlepszego opowiadania i najlepszego wiersza roku. Nie muszę chyba dodawać, że kilka miesięcy później, spośród dziesięciu nominowanych opowiadań użytkownicy Herbatki właśnie ten tekst uhonorowali pierwszą w naszej historii Srebrną Łyżeczką.
Trochę naciągnęłam z tą chronologią, ale zaraz się wytłumaczę, dlaczego. Kojarzycie hybrydy typu „Duma i uprzedzenie i zombie”? „Pochód” to połączenie sienkiewiczowskiej trylogii i „Mgły” Stephena Kinga, tylko na zupełnie innym poziomie, niż pierwszy z wymienionych tytułów. W wykonaniu Bohdana mieszanka wypada nie tylko sensownie, ale wręcz fascynująco.
Opowiadanie jest niejako kontynuacją tematyki podjętej w „Szkocie” (choć nie jestem pewna, który z tekstów powstał pierwszy). Nawet spotykamy tu ponownie Krzywonosa, choć w epizodycznej rólce. Mogłabym powiedzieć, że to świetny przykład fantasy historycznej z naszego rodzimego podwórka. Jeśli kochacie trylogię – przeczytacie jednym tchem. Jeśli trylogia jest dla Was niestrawna – ten tekst sprawi, że zrewidujecie swoje poglądy. Jeśli trylogia zwisa Wam i powiewa – to macie przed sobą świetnie napisany tekst, od którego nie będziecie mogli się oderwać.
Kiedyś przyjdzie ten dzień
Każdy, kto zajmował się pisaniem, albo i inną pasją wie, że w końcu przychodzi moment, kiedy człowiek przeskakuje na wyższy level albo odpuszcza. Wielu znanych mi świetnych autorów w pewnym momencie po prostu się poddało. Zjada nas własna ambicja lub brak spektakularnych sukcesów. Czasem kryzys kończy przygodę z pisaniem, ale czasem wystarczy go przeczekać, bo jesli ktoś ma pisać, to pisać będzie, inaczej historie i bohaterowie tkwiący w głowie zamęczą go na śmierć.
Wydaje mi się, że Bohdana dopadł właśnie ten przechodni kryzys. A że wiem, że ma jeszcze asy w zanadrzu, czekam na ten moment, kiedy postawię jego książę na chwalebnej półeczce w mojej osobistej biblioteczce i będę rozpowiadać, że czytałam ją jeszcze w fazie „rękopisu”.
Kto czeka, ten się doczeka:)
Też dzielnie czekam na powrót Bohdana do pisania i coś namacalnego na półkę w domowej bibliotece 🙂 Trzymam kciuki, żeby to było szybko i spektakularnie!